Mniej znana twarz i twórczość Wisławy „Wiśki” Szymborskiej

Sonia Miniewicz, Marzena Szkolak

Na temat „niepoważnej” twórczości Wisławy Szymborskiej krążyły legendy. Zbierała pocztówki, archiwalne czasopisma, znajomym wysyłała okolicznościowe kolaże i namiętnie tworzyła limeryki.

- Ja znam Wisławę jako człowieka zabawy, prawdziwego homo ludens. O tej stronie jej osobowości najlepiej zaświadczają te zabawne kolaże, które otrzymujemy od niej od lat - wspominała Irena Szymańska, tłumaczka i wieloletnia redaktorka wydawnictwa Czytelnik, prywatnie przyjaciółka Szymborskiej.

wisawa_szymborska_3Droga do Nobla Wisławy Szymborskiej była, jak sama twierdzi, „całkiem nieoczekiwana”, choć możliwość otrzymania prestiżowej nagrody pojawiała się już od kilku lat. Gdy w 1996 roku poetka wreszcie została wyróżniona, wydawało się, że towarzyszący temu rozgłos nie jest jej na rękę...

Od tego momentu w 1996 roku będzie musiała mierzyć się z jeszcze większym zainteresowaniem i rosnącym tłumem dziennikarzy, pytających o jej prywatne życie. Te pytania będą jej główną bolączką przez wiele lat. W końcu to ona zawsze mówiła, że wszystko, co ludzie powinni o niej wiedzieć, jest w jej wierszach. Nie przepadała nawet za robieniem jej zdjęć („fotografowie kradną twarz” - tłumaczyła kiedyś).

Ci, który chcą ją poznać, rzeczywiście powinni więc wczytać się w jej twórczość, bo to poprzez nią „Wiśka” opowiadała o sobie. Uważni czytelnicy wiedzą zatem, że Szymborskiej podobało się malarstwo Vermeera z Delft, jej serce poruszył kiedyś Bohun i Sherlock Holmes, wielbiła filmy Felliniego, a w gronie ulubionych pisarzy znajdowali się Charles Dickens i Tomasz Mann.

„Niech Pani spróbuje kochać się z prozą”

Ale niewiele osób wie, że Szymborska, pracując w redakcji Życia Literackiego, wraz z Włodzimierzem Maciągiem prowadziła „Pocztę literacką” - dział, w którym żartobliwie oceniano nadsyłane próbki literackie. Niedoszłej poetce Szymborska radziła: „Niech Pani spróbuje kochać się z prozą”, mężczyźnie, który pytał, czy może „pisać ku pokrzepieniu serc”, odpowiadała: „Ależ tak, byle czytelnym charakterem pisma albo na maszynie”. Autorce, która zamieściła apel: „Zmieńcie, co chcecie, tylko wydrukujcie”, odpisała: „Zmieniliśmy gruntownie i wyszły Liryki lozańskie. Niestety, już wydrukowane”, a twórcę wiersza Ze strzytu Babiej Góry zapewniała, że „nie będzie miał w żadnej redakcji strzęścia”.

Szymborska zasłynęła również jako zbieraczka pocztówek i dziwacznych przedmiotów, w skład jej kolekcji wchodziły między innymi prosię-pozytywka czy damska noga z marcepanu. Jerzy Pilch apelował nawet: „nie róbcie z niej zasłużonej wycinankarki i limeryczki” i dodawał: „Lubi kiczowate przedmioty, więc wszyscy jej znoszą jakieś paskudztwa”.

Pilchowi odwdzięczyła się wdzięcznym wierszykiem-limerykiem, które tworzyła pasjami.

  Tu Pilch z kieliszkiem pustym w ręce.

  Malarz dał wyraz jego męce.

Zresztą nie oszczędziła też innych kolegów z „Galerii pisarzy krakowskich”, a nawet... siebie:

wisawa_szymborska_2   Tu Czesław Miłosz - chmurna twarz.

  Klęknij i odmów „Ojcze nasz”.

Szymborska - gips. Łaskawy los

obtłukł ją trochę, zwłaszcza nos.

  Krynicki. Żona. Książki. Koty.

  Malarz miał dużo do roboty.

Lipska od tyłu. Jej część przednia

nie dojechała jeszcze z Wiednia.

  Joanna Olczak - druga Nike.

  Luwr na wieść o tym wpadł w panikę.

Loteryjki i kolaże

Tradycję wspólnego wymyślania limeryków celebrowała w grupie przyjaciół, do której zaliczała się pisarka Małgorzata Musierowicz, jej brat Stanisław Barańczak czy Julian Kornhauser. Podczas tych spotkań poetka organizowała także loteryjki, w których nie było przegranych, gdyż każdy otrzymywał drobny podarunek (np. plastikową piłkę).

Jej wielką pasją było tworzenie pocztówek - kolaży, pieczołowicie wycinanych i komponowanych w zabawne sekwencje. Pytana o tę formę twórczości, Szymborska odpowiadała przewrotnie: „Kiedy wyklejam pocztówki, czuję się artystką”.

Lepieje, moskaliki, altruiki

Dowcip i humor Szymborskiej trafił zaś na podatny grunt gdy zamieszkała na Krupniczej w Krakowie, w miejscu zasiedlonym przez pisarzy i poetów. To właśnie tam miłością do limeryków zaraził młodziutką Wisławę Maciej Słomczyński, i pod jego okiem poetka stworzyła ich mnóstwo, pamiętając również o zasadzie, że limeryk powinien być „z lekka plugawy”. Swoje wierszyki nazywała żartobliwie lepiejami, moskalikami, odwódkami czy altruikami.

„Odwódki” miały w intencji poetki zniechęcać do alkoholu, przedstawiając ponure skutki nadużywania trunków. Źrodłosłów oczywisty: ludowe przysłowie „od wódki rozum krótki”.

„Muszę tu jednak z całym naciskiem podkreslić, że nie jestem nieprzyjaciółką alkoholu - pisze poetka. - W każdym wymienionym tu przypadku ostrzegam tylko przed jednym kieliszkiem za dużo. Moje totalne potępienie dotyczy wyłącznie płynu borygo i win domowej roboty”.

  • Od whisky iloraz niski.
  • Od żytniówki dzieci półgłówki.
  • Od likieru równyś zeru.
  • Od burbona straszna śledziona.
  • Od martini potencja mini.
  • Od sznapsa wezmą cię za psa.
  • Od rumu pomruki tłumu.
  • Od samogonu utrata pionu.
  • Od koniaku finał na haku.
  • Od palinki wstrętne uczynki.
  • Od maraskino spadaj rodzino.
  • Od pejsachówki pogrzeb bez mówki.
  • Od śliwowicy torsje w piwnicy.

Pochodzenie „lepiejów” tłumaczyła tak: W pewnej podmiejskiej gospodzie podano mi kartę, w której przy pozycji „flaki” ktoś dopisał drżącą ręką: „okropne”. Pomyślałam, że na tym poprzestać nie wolno. Nawet w najlepszej restauracji zdarzy się czasem jakieś paskudztwo. Trzeba następnych gości jakoś przed nim ostrzec. I ostrzegała. W ten sposób:

  • Lepiej złamać obie nogi niż miejscowe zjeść pierogi.
  • Lepiej mieć życiorys brzydki niż tutejsze jadać frytki.
  • Lepiej w głowę dostać drągiem niż się tutaj raczyć pstrągiem.
  • Lepiej mieć horyzont wąski niż zamawiać tu zakąski.
  • Lepiej wynieść się z osiedla niż tu przełknąć choćby knedla.
  • Lepszy ku przepaści marsz niż z tych naleśników farsz.
  • Lepszy piorun na Nosalu niż pulpety w tym lokalu.

Ale chyba najlepiej niezwykłe poczucie humoru naszej noblistki obrazują „podsłuchańce”, czyli bon-moty które poetka pieczołowicie zbierała w autobusach i kolejkach, na ulicach i korytarzach.

W kolejce:

- Kościół już się podobno zgodził, że małpa pochodzi od człowieka. Masz pan pojęcie?

- Ja tam nic nie wiem. Do zoo nie chodzę. Żona z wnukami chodzi.

W autobusie:

- Żona mi młodo umarła. Przed śmiercią obiecała, że będzie tam na mnie czekać. No dobrze, ale ja już stary dziad, łysy, połamany. Ja powiem: „Zosia, Zosia”, a ona mnie wcale nie pozna. To jak to z nami będzie? Mam brać do trumny dowód osobisty?

Z radia:

- Zboczeńcy napadają tylko kobiety. No, chyba ze któryś jest nienormalny.

„...gdy ustaje naturalna oddychacja”

Pogoda ducha nie upuściła jej do końca. Kiedy w szpitalu podłączono ją do butli tlenowej szepnęła do swojego „pierwszego sekretarza” Michała Rusinka:

Holendrzy to mądra nacja

wiedzą co robić,

gdy ustaje oddychacja.

Dowcipne wierszyki Wisławy Szymborskiej - razem ze słynnymi wyklejankami - zostały zebrane w tomie Rymowanki dla dużych dzieci.