Pracować jako nauczyciel w Japonii...

Ja napiszę z perspektywy bardzo odległego kraju jakim jest Japonia. Przyjechałam na zaproszenie koleżanki ze studiów, która z powodów zdrowotnych musiała wracać do Wielkiej Brytanii (kończyłyśmy studia magisterskie w jednej uczelni i należymy do tego samego związku absolwentów). Trochę się bałam jak to będzie, ale zostałam mile zaskoczona. Po pierwsze muszę pracować 40 godzin tygodniowo... ale w ten 40 godzinny tydzień pracy wlicza mi się: 11 godzin pracy przy tablicy, poprawa, sprawdzianów, kursy języka i kultury japońskiej (obowiązkowe dla obcokrajowców), koncerty itp. Do czasu pracy wliczają mi się też studia doktoranckie – taki bonus dla Tych, którzy chcą się rozwijać. Ach, zapomniałam o obowiązkowych zajęciach sportowych. Oprócz tego 3 razy w tygodniu (wieczorem) prowadzę tzw. Ju-ku (korepetycje), które tutaj są powszechne). Mam 2 miesiące, a w zasadzie 3 miesiące wakacji plus wolne 3 tygodnie w zimie, obejmujące Boże Narodzenie i 2 tygodnie na święto Kwitnących Wiśni. Są jeszcze święta państwowe, które są wolne ustawowo od pracy. Nie wspomnę już o takim luksusie, że za takie wypowiedzi na forum jak tu widzę to taki jeden z drugim za kratki mógłby trafić, bo Sensei (mistrz) ma pozycję społeczną tuż po rodzinie cesarskiej. Sensei są zaangażowani w nauczanie dzieci, a dzieci są inwestycją i skarbem narodu tak mówi Tradycja Cesarstwa Japonii. W nadwiślańskim kraiku rzecz nie do pomyślenia. Jako nauczyciel oświadczam: Nikt nigdy już nie namówi mnie do pracy w szkole nad Wisłą. CHAMSTWO RODZICÓW, CHAMSTWO UCZNIÓW i CHAMSTWO I AGRESJA SPOŁECZEŃSTWA wobec nauczycieli okazywane na polskich forach internetowych są PORAŻAJĄCE, NIE MAJĄCE SOBIE RÓWNYCH NIGDZIE NA ŚWIECIE (a trochę po nim podróżuję). Zarabiam w Japonii tyle, że stać mnie na życie w najlepszej dzielnicy; wysyłam miesięcznie około 5000 - 7000 zł do domu i zostają mi jeszcze pieniądze (250.000 Y ze szkoły i 250.000Y z Ju-ku). Niczego sobie odmawiać nie muszę. Mieszkanie, auto do własnej dyspozycji. W Nagoi pracuję 5 rok. Przygotowania do zajęć nie czuję, bo wszystko łącznie ze sprawdzianami mam w komputerze: program, rozkład materiału, podręczniki. Ponieważ łatwiej pracuje mi się rano, do szkoły przychodzę sobie na 5:30. Po zajęciach jestem o 13:30 i nic mnie nie obchodzi. Tu uczeń musi pracować ciężej niż nauczyciel. Uczniowie są w szkole od 7:00 rano. Codziennie piszą sprawdzian z jakiegoś przedmiotu między 7:00 a 7:55. Po południu kiedy ja jestem już poza szkołą, biedny uczeń ma jeszcze naukę własną do 18:00 lub 19:30. Do tego żelazna dyscyplina. Na lekcjach nie wolno odezwać się jednym słowem bez pytania... W klasie panuje cisza taka, że czasem motyl głośniej trzepocze skrzydełkami. Jeśli ktoś jest niesubordynowany - to szkoła ma narzędzia - by delikwenta zdyscyplinować (stara dobra rózga) i społeczne przyzwolenie na ich użycie, choć oficjalnie nikt uczniów nie bije. Nikt tu rodziców do szkoły nie wzywa; najwyżej po 3 wykroczeniu przeciwko dyscyplinie uczeń wylatuje ze szkoły i wiadomo już, że zostanie do końca życia kloszardem, wygrzebującym odpadki z kosza na śmieci... Nigdy do kraiku nadwiślańskiego uczyć nie wrócę. Dla narodów Azjatyckich mam wielki szacunek za to, jak nauczycieli traktują. Co 5 lat mamy urlop płatny w ilości pół roku. Ja swój od 1 kwietnia. Dodam, że choć Japonia, podobnie jak Polska ma problem z niżem demograficznym i to już od 6 lat, żaden nauczyciel nie został zwolniony. Co więcej wymiana pokoleń trwa i na miejsce odchodzących na emeryturę przychodzą nowi.

http://www.dobrynauczyciel.fora.pl/o-wszystkim,1/pracowac-jako-nauczyciel-w-japonii,1165.html